poniedziałek, 19 czerwca 2017

Sezonowo od A do M i mrożony jogurt z płatkami róż.






Upalny czerwcowy dzień.
Na drzewach znów dojrzewają czereśnie.
Ktoś wyjawia swoje sekrety w 'domku' pod krzewem tawuły.
Ktoś inny krzyczy, że to jego kolej na huśtawce z opony.
Ktoś wisi do góry nogami na trzepaku.
Ktoś robi w piasku widoczki z różowej koniczyny i maków.
Rudy kot przechadza się dumnie po trawniku.
Żółty Wigry 3 leży w cieniu wielkiego drzewa 
Śmietankowy lód spływa po dłoniach i kapie na posiniaczone kolana,
rozpływa się klejąc do palców, które oblizuję z rozkoszą.
Jakaś dorosła wypełnia kosz różanymi płatkami i opowiada o konfiturze do pączków.
Czas płynie tak wolno, jak już nigdy później...
A ja uśmiecham się do tych wspomnień,
ucierając w moździerzu czerwcowe płatki róż,
które Amber wybrała na nasze Sezonowe spotkanie.






Mrożony jogurt z różanym rabarbarem i płatkami róż

2 szklanki płatków róży
2 łyżki nierafinowanego cukru trzcinowego
sok z cytryny

Płatki delikatnie umyć i wysuszyć na papierowym ręczniku.
Utrzeć z cukrem w moździerzu, dodać kilka kropel soku z cytryny.

300 g rabarbaru
2 łyżki wody różanej
1 łyżka miodu lub cukru
ziarenka z połowy laski wanilii, opcjonalnie

Rabarbar ( najlepiej tylko różową część) pokroić na 2 cm kawałki,
włożyć do naczynia żaroodpornego, dodać miód lub cukier, wanilię i wodę różaną.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 st. C, piec 15-20 minut.
Kiedy jest miękki wyjąć z piekarnika i ostudzić.

500 ml jogurtu naturalnego
miód, cukier lub inny ulubiony słodzik

Jogurt dosłodzić według uznania.
Dodać rabarbar i sok, który powstał podczas pieczenia oraz róże,
dokładnie wymieszać, dosłodzić jeżeli to konieczne,
przełożyć do foremek i zamrozić.









środa, 14 czerwca 2017

Jarskie dania na cztery pory roku - wiosna...






Lubię dojrzałą wiosnę
za to, że rozrzuca na łąkach błękity i czerwienie,
maluje skrzydła motylom i dogląda bocianich dzieci.
Za to, że pachnie słodyczą truskawek w śmietanie i ciepłym deszczem.
Za jej taniec z wiatrem wśród skoszonych traw.
Za coraz więcej smaków, zieleni i rozkwitów.
Za kosze pełne sałaty i buraczanych liści.
Za młode kalarepki, czosnek i dymkę.
Za owcze sery.
I za spotkanie przy stole
MarzenąMałgosiąA i Kamilą.







Kasza gryczana z botwinką i bryndzą

2,5 szklanki ugotowanej na sypko palonej kaszy gryczanej
1 pęczek botwinki
1 mała główka młodego czosnku
5 młodych cebulek dymek, bez szczypioru
2 łyżki oliwy
około 5 łyżek wody lub bulionu warzywnego
1/2 łyżeczki miodu
sok z połowy dużej cytryny
1 łyżka masła
pieprz
sól
około 2/3 szklanki pokruszonej bryndzy

Botwinkę umyć, kilka najmniejszych listków odłożyć do dekoracji,
resztę liści pokroić w paski, łodyżki posiekać, a buraczki pokroić w plasterki.
Cebulę i czosnek pokroić w cienkie plasterki.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę, dodać cebulę oraz czosnek.
Smażyć na małym ogniu, aż warzywa się zeszklą.
Dodać buraczki i łodyżki, zamieszać, dolać wodę lub bulion, zagotować,
zmniejszyć gaz, przykryć i dusić kilka minut na małym ogniu, aż buraczki zmiękną.
Jeżeli lubicie bardziej mokrą kaszę, możecie dolać więcej płynu.
Następnie dodać miód, sok z cytryny i doprawić pieprzem oraz solą.
Wsypać kaszę, wymieszać z botwinką, dodać masło i ponownie wymieszać.
Zdjąć patelnię z ognia, dodać pokruszoną bryndzę, delikatnie wymieszać
i doprawić pieprzem oraz solą, jeżeli to konieczne.
Podawać natychmiast po przygotowaniu.
Przed podaniem udekorować okruchami bryndzy i listkami botwinki.







poniedziałek, 12 czerwca 2017

Czerwcowa Piekarnia Amber i chleb jak z Almatury.





Piątkowy dzień z dala od miejskiego zgiełku.
Nowy-Stary Kot grzeje się na słonecznym parapecie.
Do okien zagląda soczysta, wiosenna zieleń.
Kilka zakwasów pracuje w słojach na kuchennym blacie.
Kapryśny, semolinowy młokos wraca do życia
przy wsparciu sędziwego, żytniego kolegi.
Po trzech dniach zachwytów nad jego strukturą, opadł z sił.
A może po prostu spoczął na laurach...
Wieczorem okaże się, że wyrósł na nim bardzo smaczny chleb.
Chleb jak z Almatury, który Amber i Ela  wybrały do Czerwcowej Piekarni.







Chleb jak z Altamury
na podstawie przepisu z książki D. Leadera „Local Breads”

200 g zakwasu z semoliny* lub pszennego lub żytniego
ok. 350 g letniej wody
500 g semoliny ( mąki, nie kaszy sprzedawanej u nas jako kukurydziana)
15 g soli morskiej

Wymieszać zakwas z wodą, następnie dodać mąkę i sól.
Wyrabiać robotem na średnich obrotach ok. 10-12 minut, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne.
Moje ciasto było bardzo rzadkie, więc dodałam kilka łyżek semoliny. 

Przełożyć do miski posmarowanej oliwą, przykryć i zostawić do wstępnej fermentacji, 
aż ciasto podwoi swoją objętość. 
W temperaturze 25 st. C powinno to zająć ok. 3-4 godziny.

Uformować bochenek, włożyć do koszyczka 
i zostawić do wyrośnięcia na ok. 1,5-2 godziny w temperaturze 25 st. C. 
Mimo dodatkowej ilości semoliny, moje ciasto nadal było bardzo luźne i nie dało się uformować, 
dlatego przełożyłam je na obsypany mąką papier do pieczenie i włożyłam do miski,
wielkości podobnej do żeliwnego garnka, w którym ostatecznie upiekłam chleb.

Piec w naparowanym piekarniku rozgrzanym do 200-210 st. C przez 40-50 minut. 
Chleb powinien być dobrze rumiany. Kroić dopiero, gdy wystygnie. 
Piekłam w 210 st. C 30 minut pod przykryciem i kolejne 20 bez pokrywki. 


*Zakwas z semoliny:

1. dzień:
57 g letniej wody
70 g semoliny
28 g jogurtu (najlepiej domowego)
Składniki wymieszać dokładnie, przykryć i zostawić w ciepłym miejscu na 24 godziny.

2. dzień:
57 g letniej wody
70 g semoliny
Dodać wodę, wymieszać, potem semolinę i wymieszać bardzo dokładnie. 
Zostawić w ciepłym miejscu na 24 godziny.

3. dzień:
57 g letniej wody
70 g semoliny
Na tym etapie można już zaobserwować pewne zmiany: 
zakwas może leciutko się podnosić i bąbelkować. 
Ale może być i tak, że nic się nie dzieje. 
Dodać wodę wymieszać, potem semolinę i wymieszać bardzo dokładnie. 
Zostawić w ciepłym miejscu na 24 godziny.

4-10. dzień:
Czwartego dnia zakwas może już być gotowy, ale równie dobrze może dojrzewać nawet 10 dni. 
Cechy dojrzałego zakwasu:
– wyraźnie powiększa objętość, nawet dwukrotnie;
– w jego wnętrzu i na powierzchni pojawiają się liczne pęcherzyki powietrza;
– ma kwaśny zapach.
Jeśli zakwas nie wykazuje tych cech, powtarzamy czynności z dnia trzeciego. Aby go lepiej rozruszać, można dodać cieplejszej wody (ok. 40 st. C) i dopilnować, 
żeby cały czas był w ciepłym i zacisznym miejscu, bez przeciągów.
Mój zakwas pięknie pracował przez 3 dni. 
Czwartego dnia przestał, więc dodałam do niego trochę zakwasu żytniego 
i po dokarmieniu według powyższych proporcji podniósł się i odżył.





Chleb prawie jak z Almatury znajdziecie również na blogach:



czwartek, 8 czerwca 2017

Czerwiec w makach zaklęty...





Chwieją się w polu maki purpurowe
Jakimś marzącym, sennym, dziwnym chwianiem...
[...]
Chwieją się maki... Wiatr rytmiczną falą
Czerwone kwiaty ich z lekka kołysze...
[...]
Chwieją się maki płomienne w rozkwicie,
W słonecznym blasku południa mdlejące...
[...]

Zdzisław Dębicki